18.12.2012

[recenzja] Widzieliśmy pierwszą część "Hobbita"!

Najbardziej oczekiwana premiera tego roku, czyli "Hobbit: Niezwykła podróż" do polskich kin trafi oficjalnie 28 grudnia (pokazy przedpremierowe od 25 grudnia). Czy powrót do Śródziemia okazał się satysfakcjonujący? Zapraszamy do naszej recenzji.

Jeszcze zanim w ogóle doszło do realizacji "Hobbita", wokół było tyle zawirowań, że można by z powodzeniem zrobić o tym osobny film dokumentalny. Wpierw Peter Jackson zarzekał się, że już nie powróci do Śródziemia. Całość została oddana w ręce wizjonerskiego Guillermo Del Toro, który jednak z nie do końca jasnych przyczyn zrezygnował z ponad 2-letniej pracy nad obrazem.

Mówiło się, że to głównie przez problemy finansowe studia MGM, które było na skraju bankructwa. Produkcja "Hobbita" miała taki stan rzeczy odwrócić, jednak też mocno ograniczyć zapędy twórcze meksykańskiego reżysera.


Peter Jackson widząc, że sytuacja robi się dramatyczna, przejął sprawy w swoje ręce. Jednak to nie był koniec problemów. Realizacja filmu w Nowej Zelandii stanęła pod znakiem zapytania, gdyż wybuchł spór między twórcą a związkiem zawodowym aktorów. Reżyser chciał nawet kręcić "Hobbita" w Europie, jednak rząd Nowej Zelandii przyjął ustawę, która umożliwiła zrealizowanie filmu właśnie w tym kraju.

Kolejną kontrowersyjną decyzją było rozszerzenie "Hobbita" z dwóch filmów do trzech i tutaj zaczęły się pojawiać opinie, że to przysłowiowy "skok na kasę". Póki co - musimy poczekać na całość by to obiektywnie ocenić. Sam Jackson jednak wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że korzysta również z niepublikowanych notatek Tolkiena, które mocno wzbogacają fabułę i tło "Hobbita".


Jakby tego było mało, przed samą uroczystą premierą w Wellington w Nowej Zelandii, pojawiły się informacje o śmierci zwierząt na planie, które zrobiły "czarny PR" produkcji, zaś wielu fanów w komentarzach zapowiedziała bojkot filmu.

Pozostawiając już te zawirowania - skupmy się na pierwszej części zatytułowanej "Hobbit: Niezwykła podróż". W mediach pojawiały się opinie, że film jest zbytnio rozwleczony. Zależy jak na to spojrzeć. Dla tych wszystkich, którzy uwielbiają "Władcę Pierścieni", pierwsze sceny w Shire będą niczym powrót do niezwykle przytulnego domu. Trzeba przyznać, że nic tutaj nie leci na łeb, na szyję. Mamy za to nastrojowe i mocno humorystyczne momenty, które znakomicie budują atmosferę nieco innej, mniej epickiej przygody, którą przeżyją Bilbo i radosna kompania krasnoludów. Nie można zapomnieć o wspaniałej ścieżce dźwiękowej autorstwa niezawodnego Howarda Shore'a - znów będziemy pod nosem nucili motyw przewodni Shire.


Oczywiście - puryści tolkienowscy będą psioczyć na to, że fabuła nie jest dokładnie zgodna z książką bądź też zgoła inaczej prezentują się motywacje bohaterów w filmie. Ale dla przeciętnego widza te zmiany są jak najbardziej na plus, zaś filmowi dodają głębi fabularnej, głównie za sprawą bardzo ciekawych retrospekcji. No i jak tu nie kupować tych słynnych scen, gdzie drużyna brnie przez przepiękne tereny w rytm pompatycznej i wspaniałej ścieżki dźwiękowej? Momentami całość jest mocno przerysowana i to co wyczyniają krasnoludy kojarzy się bardziej z motywami rodem z przygód Indiany Jonesa niż zrobionego na poważnie "Władcy Pierścieni". A to przeplata się z niezwykle patetycznymi przemowami Thorina Dębowej Tarczy czy też Gandalfa. W innej produkcji mogłoby to wyjść groteskowo i nieco sztucznie. Tutaj jednak jesteśmy w magicznym Śródziemiu i łatwo na to przymknąć oko.

Znakomity Martin Freeman w roli Bilbo Bagginsa ani na chwilę nie wydaje się być sztuczny. Zaryzykuje stwierdzenie, że prezentuje się lepiej niż Elijah Wood w roli Froda we "Władcy Pierścieni", ale wynikać to też może z towarzystwa, czyli wesołej gromady krasnoludów. Myślicie, że będą Wam się mylić i przez to, żaden nie zostanie zapamiętany? Absolutnie nie – świetna charakteryzacja i przyjemne aktorstwo powoduje, że każdy widz powinien znaleźć swojego ulubieńca. Zaś film ponownie kradnie... Gollum, czyli znakomity Andy Serkiss. Scena z zagadkami pokazuje niesamowity talent tego nietuzinkowego aktora.


A jak wygląda sprawa z tymi słynnymi 48 klatkami na sekundę? Tak jak wcześniej informowano - w zamkniętych lokacjach ma się wrażenie oglądania "Teatru Telewizyjnego", ale z drugiej strony, po dosłownie kilkunastu minutach, człowiek przyzwyczaja się do takiego prezentowania filmu na ekranie i przestaje na to zwracać uwagę. Zaś sceny w przepięknych plenerach są ostre niczym żyleta. Zdecydowanym plusem jest to, że podczas walki czy też szybkich ruchów postaci, obraz nam się nie rozmywa jak w przypadku normalnego 3D. Wszystko jest czyste, wyraźne i klarowne. Wspaniale prezentują się wszelkie postacie animowane, począwszy od Troli, Goblinów i Orków, na Gollumie kończąc. To istny majstersztyk. Czy mamy do czynienia z rewolucją? Śmiem twierdzić, że nie. Czekam jednak na kolejne filmy w tej technice, gdyż póki co, wygląda to niezwykle interesująco.



"Hobbit: Niezwykła podróż" to niezły początek wielkiej przygody. Czuć, że to dopiero wstęp przed tym, co zobaczymy w kolejnych częściach, jednak podobnie było w przypadku premiery "Drużyny Pierścienia". Czy warto było wrócić ponownie do Śródziemia? Zdecydowanie tak. Porównań z klasyczną trylogią nie mogło zabraknąć, jednak Peter Jackson serwuje nam wbrew pozorom nieco inne danie - kino przygodowe z wielkimi wydarzeniami w tle. I tak należy podejść do tej produkcji.

Jędrzej Bukowski