12.07.2012

[DVD] Na pograniczu wszystkiego ze wszystkim

"Dark City: Mroczne miasto" uznawany jest przez wielu fanów science-fiction jako film kultowy, który został niedostrzeżony przez premierę "Matrixa". A jak historia przedstawiona przez Alexa Proysa sprawdza się dzisiaj? Zapraszamy do recenzji DVD filmu.

Jest północ. Internetowy termometr (kto dzisiaj ma za oknem analog?) podaje temperaturę 19 stopni Celsjusza, ale to chyba nieprawda. Zza otwartego na oścież okna słychać zjeżdżające do zajezdni tramwaje. Te mało hermetyczne warunki seansu, niedostatecznie neutralne w porównaniu z salą kinową, przewrotnie pasują do "Dark City: Mroczne miasto" – wilgotnego, pokręconego filmu science-fiction, który ukazał się w tym samym 1998 roku co "The Truman Show". I ma z nim wiele wspólnego.

Strzępki tego filmu wżerały mi się w pamięć przez lata, tak samo jak oryginalny "Zmierzch Tytanów" z TCM, nie tak fascynujący (gdy obejrzeć go dzisiaj) "Johnny Mnemonic" czy "Dwanaście małp", które po raz pierwszy wysiedziałem do końca ledwie miesiąc temu. Ale nigdy wcześniej nie zobaczyłem go w całości.

Okazało się, że faceci o białych twarzach, którzy zdecydowanie mogli śnić mi się po nocach, to przedstawiciele kosmicznej rasy, która na Ziemi szuka lekarstwa na utratę swojej nieśmiertelności. W tym celu "nastrajają" Miasto i wdrukowują uśpionym ludziom nie ich wspomnienia. Co dokładnie chcą przez to osiągnąć? Bóg Wolności Od Spoilerów zabronił mi pisać – zobaczcie sami.


Głównym bohaterem jest John Murdoch. Mężczyzna budzi się w wannie w łazience mało zachęcającego hotelowego pokoju. Wygląda na to, że kogoś zamordował, ale w głowie pusto – wspomnienia wydają się roztrzaskane w drobne migawki, z których trudno wydobyć jakikolwiek sens.

Zaraz na scenie pojawiają się egzotycznie wyglądający panowie o białych twarzach, pokraczny doktorek i dwie nie-do-końca-femme-fatale (o jednej z nich scenarzysta zapomina zdecydowanie zbyt szybko). W toku fabuły John próbuje zrekonstruować swoją biografię, ale w Mieście nie tak łatwo odróżnić oryginał od fałszerstwa.


Zakręcony jak świński ogon świat przedstawiony "Dark City: Mroczne miasto" przeważnie trzyma się w jednym kawałku, ale złośliwa dekonstrukcja ujawnia pewne logiczne niedociągnięcia. Widzom łaknącym pełnoprawnej immersji, a zdanym na radzenie sobie z hiper-aktywnością własnego krytycyzmu, zaleca się zawieszenie niewiary na solidnym wieszaku. W przeciwnym razie pieczołowicie budowany dramatyzm Kafkowskiej sytuacji szybko pęknie jak mydlana bańka.

Ale nawet wówczas zostanie faktyczne sedno tej historii. W "Dark City" forma sprzęgła się z treścią tak mocno, że trudno wytyczyć pomiędzy nimi nawet najbardziej płynną granicę. Od samego początku scenerie, w które zabiera nas kamera, przypominają noir przefiltrowane przez "Łowcę Androidów". Albo neowiktoriański horror (w stylu "Batmana" Tima Burtona) skrzyżowany z atmosferą ery prohibicji i ponurego kina ostatniego dwudziestolecia minionego wieku. Bezwzględnie najlepsze jest jednak to, że cały ten misz-masz epok i stylów znajduje w fabule schludne usprawiedliwienie. Krytycy spod znaku zasady decorum – strzeżcie swoje nosy przed utarciem.


Jak przystało na dobre s-f, twórcy "Dark City" sięgają po te wszystkie dziwactwa i pokręcone scenerie, żeby powiedzieć coś o człowieku. Tyle że ich przesłanie jest niekompletne, nie najlepiej uargumentowane, fragmentaryczne i nie do końca przekonujące. I trochę szkoda. Ale obejrzeć i tak warto.
 
Jarosław Kopeć 


Wydanie DVD:

Czas trwania: 01:36:00
Dźwięk: DD 5.1 angielski, niemiecki, hiszpański, polski (lektor)
Format: 16:9
Napisy: polskie, angielskie, niemieckie, duńskie, fińskie, hiszpańskie, norweskie, szwedzkie
Dodatki: komentarze, zwiastuny, Wspomnienia o Shell Beach, Struktura snów
Dystrybucja: Galapagos