22.11.2013

[recenzja] Świetny warsztat i mocna treść "Igrzysk"!

Drugi film z cyklu "Igrzysk Śmierci" to nie tylko znakomite rzemiosło. To również uczciwa opowieść o ludziach, którzy bardzo wiele stracą, walcząc o lepszy świat. Zapraszamy do naszej recenzji filmu "Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia".

Katniss Everdeen zwyciężyła w Igrzyskach Śmierci, ale jej życie nie jest usłane różami. Dziewczyna musi sobie radzić z traumatycznymi wspomnieniami i na nowo układać relację z najlepszym przyjacielem, Gale’em Hawthorne’em. Ponadto jej sfingowany romans z Peetą Mellarkiem sprawił, że oboje zyskali ogromną popularność w państwie Panem. Prezydent Snow postanawia to wykorzystać, zmuszając młodych do dalszych występów przed kamerami. Reguły gry wyjaśnia nastolatkom Haymitch Abernathy, dawny zwycięzca igrzysk i obecny mentor: „Od tej chwili macie być rozrywką, dzięki której ludzie zapomną o prawdziwych problemach”. Ale starania Peety i Katniss nie wystarczają – coraz więcej mieszkańców dwunastu dystryktów zaczyna sprzeciwiać się bezwzględnej władzy Kapitolu. Niektórzy odliczają już dni do rewolucji.

Do znanych nam z poprzedniej części postaci drugoplanowych (Prim Everdeen, Effie Trinket, Cinny i Caesara Flickermana) dołączają kolejne. Należą do nich Finnick Odair i Johanna Mason, dwoje dorosłych już zwycięzców, oraz nowy mistrz Igrzysk Śmierci Plutarch Heavensbee. Szkoda tylko, że w filmie nie ma wiele czasu na przybliżenie widzom tej trójki, co widać szczególnie wyraźnie w pospiesznej charakteryzacji Finnicka, jednego z najbardziej złożonych bohaterów książkowego oryginału. Dosłownie co chwilę dowiadujemy się o nim czegoś nowego, przeskakując od informacji do informacji.

©ForumFilm
Analizując konstrukcję postaci, nie powinniśmy jednak zatrzymywać się ani na Finnicku, ani na Johannie i Plutarchu, ponieważ problem jest znacznie szerszy. Twórcy filmu, mając do dyspozycji niecałe dwie i pół godziny, musieli pokazać około tuzina ważnych książkowych bohaterów, z których większość w pewien sposób się rozwija albo kryje w sobie drugie dno. Z tym karkołomnym zadaniem i tak uporano się bardzo dobrze – nie ma tu chyba żadnej zbędnej sceny, każda posuwa naprzód fabułę lub buduje sylwetki postaci. Dzięki temu swoje pięć minut otrzymuje nawet histrioniczna Effie, która w dwu scenach udowadnia, że nie jest wcale osobą tak pustą, jak by się wydawało. Film ma tutaj wręcz przewagę nad pierwowzorem, w pewnym stopniu rozmywającym akcję i przedstawianie bohaterów w pierwszoosobowej narracji Katniss. Chociaż jednak niewiele można było zrobić lepiej, to ogólne wrażenie pośpiechu pozostaje niezmienione. Zapewne w przypadku tej akurat serii nie ma co narzekać na podwójną ekranizację trzeciego tomu – jeden film raczej nie starczyłby do przekazania wszystkiego, czego musimy się jeszcze dowiedzieć o bohaterach. A że fabuła w zakończeniu trylogii również postępuje…

Na uwagę zasługują też niektórzy bohaterowie epizodyczni, zwłaszcza Romulus Thread, piekielnie wyrazisty od pierwszej do ostatniej sceny, w której bierze udział (podejrzewam, że jego rola zostanie nieco rozbudowana w porównaniu z książkową). Dość jednak o tym, bo trzeba w końcu opisać postać najważniejszą – Katniss Everdeen. O grze aktorskiej Jennifer Lawrence powiedziano już dosyć; przypomnę tylko, że w lutym Amerykanka otrzymała Oscara. Za rolę w tym filmie takiego wyróżnienia raczej nie dostanie, bo to wciąż w znacznym stopniu kino akcji; niemniej jednak miała co robić, ponieważ Katniss jest postacią wyjątkowo interesującą jak na kulturę komercyjną i masową. Nie chodzi nawet o to, że pierwsze skrzypce w hollywoodzkim blockbusterze gra bohaterka, nie bohater – to rzecz istotna, ale w tym wypadku nie kluczowa. Najważniejsze jest załamanie, które przechodzi dziewczyna, wykazując przy tym liczne objawy zaburzenia po stresie traumatycznym (PTSD).

©ForumFilm
Rzeczonego załamania nie dało się w pełni oddać w filmie, ponieważ narracja literacka ma więcej narzędzi do opisywania psychiki. Zdołano jednak pokazać, że trauma rośnie w Katniss na wiele sposobów. Dziewczyna spędza całe dnie w lesie, unikając wszystkiego, co mogłoby nasunąć skojarzenia z tragicznymi zdarzeniami, ale to nie wystarcza. Gdy strzela do zwierząt, powracają do niej obrazy z Igrzysk Śmierci, przez co wydaje się jej, że zabiła kolejnego człowieka. Everdeen ma też koszmary. Kiedy zaś bieg wypadków zmusza Katniss do zmierzenia się z pamięcią o igrzyskach, dziewczyna reaguje gwałtowną ucieczką. Jest silną postacią, ale jej umysł nie może po prostu zignorować skutków tego, co się stało, tym bardziej że teraźniejszość przynosi nowe problemy (zdrowie lub życie z powodu Katniss straci jeszcze niejeden człowiek).

W pewnym sensie wszystko to przypomina sytuację Tony’ego Starka z trzeciej części cyklu "Iron Man". Wygląda na to, że kino masowe zaczyna ukazywać straumatyzowanych bohaterów, przybliżając się w ten sposób – na pewną odległość, ale zawsze – do rzeczywistej kondycji ludzkiej. Zobaczymy, czy będzie to stały trend. O ile jednak cieszy mnie wprowadzenie tej problematyki do filmowych "Igrzysk Śmierci" (do "Iron Mana 3" zresztą też), o tyle muszę także zauważyć, iż nie odgrywa ona przesadnie istotnej roli: nie pojawia się zbyt często, a przede wszystkim nie decyduje o dokonywanych przez Katniss wyborach. Zobaczymy, co zrobią z tym twórcy w pozostałych dwóch filmach.

©ForumFilm

"Igrzyska Śmierci: W pierścieniu ognia" to blockbuster nadspodziewanie bogaty. Nie powiedziałem jeszcze przecież słowa o jego problematyce: medialnym podglądactwie i manipulacji, ślepocie elit, różnych formach wykluczenia. Nie wspomniałem również o zdjęciach, pracy kamery, kostiumach, scenografii (jest co oglądać, od surowych krajobrazów Dystryktu Dwunastego po przejaskrawione wnętrza Kapitolu), podobnie jak o płynnie ilustrującej całość ścieżce dźwiękowej. Nie zająknąłem się o potężnej akcji promocyjnej i licznym fandomie, które wprawdzie nie wpływają na ocenę estetyczną samego filmu, ale wiele mówią o jego społecznym znaczeniu. Nie rozpatrzyłem kontekstu politycznego, w który bywa wpisywany cały cykl (Stany Zjednoczone jako światowy kolonizator wykazują niepokojące podobieństwa z Kapitolem). Nie przeanalizowałem nawiązań do świata antycznego – skądinąd często dość płytkich, jak w przypadku losowo nadawanych bohaterom rzymskich imion (Coriolanus, Plutarch, Romulus itd.). Nie zastanowiłem się nad symbolicznym znaczeniem areny…

Nie zrobiłem tego wszystkiego, sądzę bowiem, że w filmie Francisa Lawrence’a co innego jest kluczowe. Bohaterowie ekranizacji poświęcają się dla innych; tracą najbliższych; cierpią fizycznie i psychicznie; wreszcie powoli zaczynają umierać. Najlepiej widać to w trzecim tomie, ale również "W pierścieniu ognia" nie przynosi łatwego pocieszenia i nie waha się przed ukazaniem tego, że złe rzeczy spotykają także ludzi dobrych (co nie znaczy: pozbawionych słabości). Jest w tym pewna fundamentalna szczerość. Owszem, to nadal fikcja wyraźnie skonwencjonalizowana, podobnie jak cała kultura popularna (dla przykładu – Katniss podejrzanie często staje w centrum najważniejszych wydarzeń, dokonuje wyborów wpływających na losy świata, a także wychodzi cało z wyjątkowo niesprzyjających okoliczności). Nie zmienia to jednak tego, iż cały cykl "Igrzysk śmierci" poważnie traktuje czytelników i widzów. W połączeniu z bardzo dobrym warsztatem sprawia to, że warto wybrać się do kina.



Staszek Krawczyk