3.10.2013

[recenzja] Widzieliśmy polskie "Strange Sounds"!

Byliśmy na uroczystej premierze filmu "Strange Sounds" w kinie Muranów. Zapraszamy do naszej recenzji.

"Strange Sounds" powstał trochę z przypadku. Wszystko zaczęło się od połączenia testu kamery, wizyty w starym domu na wsi oraz śledzenia szeroko omawianego w sieci zjawiska dziwnych dźwięków – niewytłumaczalnego fenomenu słyszanego niemal na wszystkich kontynentach. Po połączeniu tych trzech elementów nastąpił efekt synergii i w głowie Rafała Andrzeja Głombiowskiego zrodził się pomysł na scenariusz. Razem z Agnieszką Adamek, drugą połową AgrafkaFilm dokooptowali resztę zespołu, który później był odpowiedzialny za stworzenie filmu. Warto nadmienić, że swój wkład w jego powstanie miała też społeczność internetowa, gdyż część budżetu pochodzi z wystawienia projektu na crowdfundingowej platformie "Polak Potrafi". Wygląda na to, że również u nas – wzorem świata anglojęzycznego – powoli ten sposób współfinansowania staje się szansą dla niezależnych i ambitniejszych projektów.

W przypadku tak niejednoznacznego obrazu ciężko wypowiadać się o fabule w ten sposób, by jej nie zdradzić lub nie narzucić własnej interpretacji. Poprzestanę więc jedynie na przedstawieniu wprowadzenia do niej: mianowicie Anna, główna (i w zasadzie jedyna) bohaterka, przyjeżdża od opuszczonego, wiejskiego domu, by wziąć udział w enigmatycznym projekcie pilotowanym przez tajemniczego mężczyznę. Zmiana otoczenia staje się katalizatorem, a udziałem postaci jest seria dziwnych, niepokojących wizji i wydarzeń. "Strange Sounds" jest przede wszystkim teatrem jednego aktora… a w zasadzie aktorki, czyli Olgi Serebryakovej wcielającej się w główną rolę. Początkowo jej zachowanie na ekranie wydaje się sztuczne i przerysowane, ale wraz z popadaniem Anny w szaleństwo, gra aktorska staje się bardziej wyrazista i wiarygodna.

Jak to zwykle bywa przy niezależnych produkcjach, ograniczeniem w realizacji pomysłów są dostępne środki finansowe. Mimo wspomnianego powyżej crowdfundingu i znalezienia sponsora już po nakręceniu zdjęć, twórcy z pewnością nie mogli pozwolić sobie na wszystko, co im przyszło do głowy. Najbardziej jest to widoczne oczywiście w sferze wizualnej. Za tło do przeważającej większości ujęć robi opuszczony dom, jakby żywcem przeniesiony sprzed kilkudziesięciu lat, oraz plenery jednoznacznie kojarzące się z polską wsią. Należy przy tym przyznać, że scenografia pasuje do snutej na ekranie opowieści, podkreślając jej niesamowitość; ba, będąc jej integralną częścią. W obrazie pojawiają się również generowane komputerowo efekty specjalne, które niestety są najsłabszą częścią wizualnej strony filmu: niepasujące i sztuczne, przywołują na myśl pierwsze próby animacji komputerowych sprzed kilkudziesięciu lat. Bez nich, być może za pomocą znacznie prostszych i bardziej tradycyjnych środków, prawdopodobnie udałoby się uniknąć zgrzytów wybijających z nastroju.

Zdjęcia to przede wszystkim długie, stacjonarne ujęcia, podczas których obserwuje się zachowanie bohaterki, np. długi marsz czy robienie notatek. Ten sposób operowania kamerą powoduje, że nawet dynamiczniejsze sceny nie zaburzają pełnej grozy atmosfery filmu. A gdy o niej mowa, to należy wspomnieć o stronie dźwiękowej, która przy takim tytule filmu zdaje się być kluczowa. Podczas pokazu wyraźnie słychać najdrobniejsze odgłosy, ale kluczowe są dziwne dźwięki słyszalne niemal co chwilę; ni to industrialne, ni to naturalne, świdrują i przenikają. Kamil Radziszewski odwalił kawał dobrej roboty.

Film bazuje na pojedynczych, dość luźno powiązanych obrazach, które dopiero połączone ze sobą mogą, chociaż nie muszą, w umyśle widza połączyć się w całość. Oniryczne i niejednoznaczne, pozostawiają duże pole do interpretacji zarówno co do znaczenia poszczególnych scen, natury dźwiękowego fenomenu i misji głównej bohaterki, jak i samego finału. W "Strange Sounds" niedopowiedzenie jest kluczem.



Tymoteusz Wronka