3.09.2013

Co się je w filmach science-fiction? Sprawdź!

Zapraszamy do artykułu traktującego o... jedzeniu w znanych filmach science-fiction. Kto z Was zwracał uwagę na takie szczegóły? Tekst pierwotnie ukazał się na łamach bloga "From movie to the kitchen".

Kolorowe płyny, pigułki o różnych kształtach i smakach, proszki, z których wydobyć można smaki wymarzonego dania – tak w wyobrażeniach twórców niektórych filmów sci-fi miało wyglądać jedzenie przyszłości. Niestety, choć żywność z proszku atakuje już teraz, to mam szczerą nadzieję, że prawdziwe gotowanie nigdy nie zaniknie, a mieszanie w garach będzie nadal jedną z ulubionych przyjemności amatorów kuchni.

Jedzenie w filmach SCI-FI nie zaskakuje już jak kilkanaście lat temu. Sklepowe półki uginają się od cukierków o różnych kształtach i smakach, a także napojów, których kolory bynajmniej nie pochodzą z naturalnych źródeł. Niewiele ma to wspólnego z żywnością „przyszłości”, która miała dostarczać odpowiednich składników odżywczych, a nie koniecznie być źródłem walorów smakowych. Jednak życie to nie film, a na ekranie zazwyczaj wszystko prezentuje się lepiej niż w rzeczywistości.

Zapraszam na wycieczkę po filmowych daniach z przyszłości.


Seksmisja

Na pierwszy ogień rzucam kultową i znakomitą komedię Juliusza Machulskiego. Rok 2044. Dwaj przedstawiciele płci męskiej zostają wybudzeni z trwającej ponad 50 lat hibernacji. Naturalnie, że po takim czasie Maks i Albercik mieli ochotę na zjedzenie czegoś dobrego. Jajeczko i rogalik? Czemu nie? Jaka szkoda, że to nie pyszne, chrupiące croissanty (kurosanty?), a jedynie plastikowe opakowanie do złudzenia przypominające rogalika. O jajku chyba nie muszę wspominać? Nie było ściętego białka i miękkiego żółtka…


Star Trek



Ten film (i serial) pod względem jedzenia, choć kosmicznego, dorównuje chyba samej „Uczcie Babette”. Filmowy replikator to zapewne prototyp drukrki 3D, w której już niebawem każdy będzie mógł sobie wydrukować naleśnika z twarogiem, albo pieczone udko z kurczaka. Do tego mamy tu całą masę „przysmaków”: Krwisty placek Rokeg, Serce Targa, Płuco Bertiga, oraz napoje: romulańskie piwo (drink) i Bohgol, czyli klingońską herbatę. Może za 300 lat naprawdę będą to potrawy na poziomie dań z najlepszych, teraźniejszych światowych restauracji, jednak teraz wydaje mi się, że dotknęłabym ich nawet kijem.


Gwiezdne Wojny



To przykład typowego ziemskiego jedzenia. Zapiekanki, pieczone mięso, kiełbasy, ciasta i puddingi – tyle, że wszystko z dziwacznych składników.

Ciasto UJ zrobione z orzechów, suszonych owoców i przypraw, mandaloriańska zapiekanka z warzyw i mięsa z dodatkiem przypraw tiingilar, czy choćby mleko Bantha. W sumie mleko jak mleko, tyle że niebieskie i nie od krowy.


Matrix


Film bardzo ubogi kulinarnie. Nie zadowoliłaby mnie przypominająca owsiankę papka nawet gdyby faktycznie miała dostarczyć mi wszystkich niezbędnych do życia minerałów. Chyba wolałabym pozostać w matrixie i rozkoszować się smakiem steku. To którą pigułkę muszę wybrać?


Piąty element

Typowo przyszłościowe jedzonko z nie wiadomo czego. Kładziesz tabletkę na talerz, wkładasz do czegoś co przypomina mikrofalówkę, naciskasz, wyciągasz i mmm… „Chicken… good!”.


Łowca androidów

Ten film to jedna wielka reklama chińskich fast-foodów. Zdaje się, że azjatyckie noodle przetrwają wszystko i czeka nas przyszłość pod znakiem zupek chińskich. Oby nie!

Wystarczy tego kosmicznego żarcia. Zapewne w przyszłości pojawi się druga część, gdyż nie uwzględniłam tu jeszcze kilku istotnych filmów takich jak m.in. Obcy, Odyseja kosmiczna, eXistenZ, Faceci w czerni, czy choćby seriale animowane: Futurama, albo Rodzina Jetsonów.

***

Tymczasem wracam do mojej kuchni, do moich garów i patelni!

Paulina Wnuk - autorka bloga "From movie to the kitchen"