21.08.2013

[recenzja] Powracają prawdziwi superbohaterowie!

Już od piątku w kinach będzie grasować "Kick-Ass 2". Czy dwójka dorówna swojej słynnej poprzedniczce? Zapraszamy do naszej przedpremierowej recenzji.

Tak to już jest w dzisiejszym świecie, że każdy dobrze przyjęty film dostaje sequel. Zresztą, pierwszy "Kick-Ass" od samego początku zapowiadał nam drugą część – jej powstanie było wyłącznie kwestią czasu. Szast, prast i część druga wchodzi do kin. Czy kopie dupsko równie solidnie, co "jedynka"?

W "Kick-Assie 2" dorośli wszyscy, w tym Mindy aka Hit-Girl. Świat również ruszył z kopyta do przodu, a na ulice miast, wzorem nieco ciamajdowatego gościa odzianego w zielony kombinezon, ruszyła cała banda ludzi, którzy poczuli zew sprawiedliwości. Poprzebierani obywatele na swój sposób walczą z przestępczością, czy to rozdając zupę w przytułkach, czy tracąc zęby w ulicznych bójkach z rzezimieszkami. Nie robi tego tylko główny bohater, mający dość po tym, jak załatwił z bazooki jednego z bossów przestępczego światka. Sytuacja jednak zaczyna wymykać się spod kontroli, kiedy syn wspomnianego bossa, znany wcześniej jako Red Mist, postanawia pomścić rodziciela. Z kolei Mindy ma swoje własne, dodatkowe problemy, na czele z przybranym ojcem oraz sukowatymi koleżankami ze szkoły.

©Universal Pictures

Brzmi strasznie stereotypowo i w sumie trochę tak wygląda – przynajmniej na początku. Pierwsza część filmu nieco się dłuży, zwłaszcza że każdy i tak zdaje sobie sprawę, jak ta historia się skończy. To środek "Kick-Assa 2" sprawia, że produkcji warto poświęcić uwagę.

Przede wszystkim – mamy tu masę bohaterów pobocznych, na czele z nieco świrniętym Majorem, granym przez Jima Carreya. Jego rola jest nieco mniejsza, niż można by się spodziewać po zwiastunach czy plakatach, niemniej jest również siłą napędową dla działań głównego bohatera. Do tego dochodzi obstawa Motherfuckera (w którego przedzierzgnął się Red Mist), choć muszę przyznać, że Mother Russia dość mocno przyćmiewa resztę towarzystwa, nie dając jej rozwinąć skrzydeł.

Fabularnie nie ma zaskoczenia. "Kick-Ass 2" to stosunkowo prosta historia, w której liczy się dowcip i hektolitry przelanej krwi (jest jej znacznie więcej niż w pierwszej części), połączone ze słodką naiwnością części bohaterów. To tworzy klimat całej produkcji i pozostaje na tyle nowatorską mieszanką, że mocno zapada w pamięć. "Kick-Ass 2" niewątpliwie spodoba Wam się, jeśli widzieliście jedynkę. Tych, którzy go nie widzieli wypada jednak uświadomić, że seria opiera się na bardzo specyficznej konwencji, a ta może nie spodobać się wszystkim. Najprościej ująć to w ten sposób: świetny warsztatowo, spójny fabularnie i pełen smaczków film cechuje się z drugiej strony mocnym przerysowaniem (graniczącym z głupotą) niektórych elementów, a na te trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. 

©Universal Pictures

Nie idźcie na "Kick-Assa 2" dla fabuły. Tę moglibyście wymyślić sami w przeciągu 15 minut, jeśli tylko czytaliście odpowiednią ilość komiksów superbohaterskich. Idźcie natomiast po to, by zobaczyć, jak bez fury widowiskowych efektów specjalnych zrobić dobrą historię o superbohaterach, których chcielibyśmy spotkać w realnym życiu. No i Hit-Girl. Sceny walk z nią są bezbłędne i tak krwawe, jak pamiętamy to z jedynki.

"Kick-Ass 2" to solidna pozycja, na którą każdy fan gatunku może się wybrać z czystym sumieniem. Zadowoleni będą również wielbiciele kina w stylu Tarantino, a to już dwie, całkiem liczne grupy. Jeśli należycie do którejś z nich, śmiało lećcie do kina. Jeśli nie – również możecie spróbować. To jeden z lepszych blockbusterów tego lata.

Aha. I zostańcie po napisach.



Piotr Brewczyński