Już w piątek do kin wchodzi nowy horror zatytułowany "Obecność". Zapraszamy do naszej przedpremierowej recenzji.
Nie lubię horrorów. To bardzo osobista sprawa, związana z faktem, że od dziecka miałem dość bujną wyobraźnię. Do dziś dobrze pamiętam swój pierwszy pokaz prasowy ever. Był to "Boogeyman" – niby prosty i dość kiczowaty, a mimo to przez następne kilka dni zasypiałem przy włączonym świetle, podejrzliwie spoglądając to na szafę, to na krzesło, na którym składowałem ciuchy. To niestety silniejsze ode mnie.
Jak jednak wszyscy wiemy, jeszcze silniejsza jest wola kobiety. Z tego względu, jeśli kobieta mówi, że idziemy na horror, to idziemy na horror. Dziękuję, pozamiatane.
![]() |
©Warner Bros. |
"Obecność" to film twórcy m.in. "Piły" (a jeśli czegoś nie lubię bardziej niż horrorów, to horrorów brutalnych), także zakładałem, że przynajmniej będzie to film wykonany sprawnie i cokolwiek wciągający. Pomijam dopisek "oparty na faktach", bo dla zdrowia psychicznego zawsze traktuję tego typu wzmianki z przymrużeniem oka.
Fabularnie jest to horror najbardziej klasyczny z klasycznych: mamy rodzinę, która wprowadza się do nowego-starego domu. Hawira oczywiście okazuje się być nawiedzona – i to srogo; także nasi bohaterowie postanawiają coś z tym zrobić. Tu wchodzi do akcji znana (?) rodzina Warrenów, specjalizująca się w tego typu sprawach, borykająca się jednak ze swoimi własnymi problemami.
To właśnie Warrenowie stanowią o tym, że "Obecność" właściwie mogę niechętnie polecić. Ich wątek to sprawnie opowiedziana historia o obowiązku i miłości, z pewnego rodzaju twistem fabularnym, dogłębnie angażującym ich w sprawę. Od momentu ich pojawienia się, przestałem już trwożnie mrużyć oczy podczas każdego momentu narastania napięcia – ta część przekonała mnie, że wybranie się do kina nie było aż tak złym pomysłem.
![]() |
©Warner Bros. |
Czy "Obecność" straszy? Trochę tak. Są lustra, fajny moment z prześcieradłem i parę dobrych elementów rozluźniających napięcie tuż przed momentami kulminacyjnymi. Nie powiedziałbym jednak, nawet przy swojej awersji, że będzie to film, po którym należy się spodziewać nocnych koszmarów. Ot – raczej historia z dreszczykiem i paroma (czasem niedoeksploatowanymi) ciekawymi rozwiązaniami. Paradoksalnie mogę więc stwierdzić, że bawiłem się całkiem nieźle, pomimo początkowych obaw.
Po wyjściu z kina usłyszałem, jak ktoś mówił: "No cóż, nieźle. Solidna piona w skali dziesięciostopniowej". I tak też mógłbym powiedzieć samemu – solidne 5 na 10, przy czym prawdziwy fan horrorów zapewne nie będzie zadowolony z faktu, że muzyka w "Obecności" bardzo wyraźnie wskazuje na to, kiedy należy zacząć się bać. Mi to odpowiadało, bowiem mogłem przygotować się psychicznie, ale Ci, którzy lubią kiedy serce niespodziewanie podjeżdża im do gardła, mogą nie być zachwyceni.
Piotr Brewczyński