3.01.2013

Seriale fantastyczne w 2012 roku - część druga

Zapraszamy do drugiej części serialowego podsumowania - tym razem skupimy się na sezonie jesiennym, który obfitował w wielkie powroty oraz masę nowości. Dzisiaj przeglądamy seriale, które już dobrze znamy. 


Prawdziwy wysyp seriali fantastycznych miał jednak miejsce w momencie rozpoczęcia się sezonu jesiennego. W nowych odsłonach powitaliśmy "Fringe", "Once Upon a Time", "Pamiętniki wampirów", "Haven", "Supernatural", "American Horror Story" i "The Walking Dead", a do tego dostaliśmy kilka nowości: "Revolution", "Beauty and the Beast", "Arrow" i "666 Park Avenue". Z przykrością trzeba jednak powiedzieć, że tylko kilka z wymienionych tytułów stanęło na wysokości zadania, a i tak są to produkcje o już ugruntowanej pozycji.
Fringe

Jednym z takich najlepszych jesiennych powrotów – przynajmniej dla zagorzałych fanów – jest piąty i finałowy sezon "Fringe". Kręcony już prawie wyłącznie dla najwierniejszych widzów (stąd przepełniony smaczkami specjalnie dla nich), ma za zadanie domknąć rozpoczętą historię i jak na razie wywiązuje się z niego znakomicie. Przeniesione w przyszłość miejsce akcji, którego punktem skupienia jest partyzancka wojna z nieludzkimi Obserwatorami, okazuje się pretekstem do pokazania emocjonujących więzi pomiędzy bohaterami, którzy walcząc o przyszłość ludzkości, walczą też o siebie. Z odcinka na odcinek stawki rosną coraz bardziej, a przepełniająca niemal każdy kadr świadomość, że ta historia nie może zakończyć się happy endem jest jednym z największych sukcesów jej twórców. Wydźwięk tego sukcesu jest też tym większy, jeśli wspomni się niezbyt trafiony sezon czwarty, któremu dopiero w końcówce udało się przywrócić dawny czar i idące z nim w parze emocje. Zakończenie czwartego sezonu i początek piątego to bowiem jedne z najlepszych serialowych science-fiction, jakie można było podziwiać w 2012 roku – ambitne, niełatwe, dramatyczne, pełne ciężkich decyzji, smutnych pożegnań i trudnych pytań o etykę i człowieczeństwo.

Finał "Fringe" jeszcze przed nami – dokładnie 18 stycznia – ale po tym, co twórcy zaserwowali do tej pory trudno wyobrazić sobie, by miał nas rozczarować.
The Walking Dead

Podobnej sztuki, czyli powrotu po nieudanej serii, dokonał postapokaliptyczny "The Walking Dead" – i to dokonał tego zupełnie bez ostrzeżenia, w sposób, który większości widzów ściągnął czapki z głów. Druga połowa drugiego sezonu, który swoimi dłużyznami zjednał serialowi więcej wrogów niż sprzymierzeńców, była wyraźnie lepsza niż jego rozwleczony początek, choć i tak nie udało jej się zmyć do końca gorzkiego smaku rozczarowania. Dopiero premiera trzeciego sezonu pokazała, że "The Walking Dead" nie skończyło się wcale na miałkich dialogach i nużącym nic-nie-robieniu. Ciężka, posępna i brutalna atmosfera przygniotła nie tylko zmagających się ze zmęczeniem i rezygnacją bohaterów, ale zaskoczonych wysokim poziomem realizacji widzów. Od samego początku odcinki tętnią od napięcia i rosnącego poczucia zagrożenia, które skutecznie podsycają nieoczekiwane śmierci i odważne decyzje scenarzystów. Wreszcie mogliśmy zacząć się o bohaterów bać, bo nic już nie jest w "The Walking Dead" pewne.

Ogromna w tym zasługa nowych postaci. Charyzmatyczny Gubernator ukrywający złowrogie zamiary pod maską kłamstw i uprzejmości okazał się bardziej niebezpiecznym typem niż narwany Merle, bo nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać. Świetnie zagrany i subtelnie napisany, to prawdziwy czarny charakter idealnie odzwierciedlający ideę, że w świecie opanowanym przez zombie to nie one są największym wrogiem człowieka. Z kolei tajemnicza, twarda Michonne zachwyciła swoją surowością, bez wątpienia stając się nową ulubienicą fanów serialu.

"The Walking Dead" przeszedł w 2012 roku daleką drogę, odradzając się na nowo na zupełnie nowym poziomie. Obecnie to nie tylko jeden z najlepszych seriali fantastycznych w historii telewizji, ale jeden z najlepszych tytułów dramatycznych ostatnich lat. To najlepsza reklama, jaką może sobie zrobić gatunek. Trzeci sezon pożegnał 2012 rok mocnym, trzymającym poziom cliffhangerem, którego rozwiązanie poznamy dopiero 10 lutego. 
Once Upon a Time

Sukcesu pierwszego sezonu nie udało się jak na razie powtórzyć baśniowemu "Once Upon a Time". Początek roku był świadkiem obiecującego zakończenia premierowego sezonu – i równie obiecująca okazała się jesienna premiera drugiego. Niestety, "Once Upon a Time" szybko powrócił do swoich ulubionych motywów: heroicznego patosu, drewnianego aktorstwa, nieciekawych postaci, fatalnych efektów specjalnych i tanich splotów fabularnych. Jeszcze w połowie roku miałam do tego serialu sporo sympatii, bo nie było na małym ekranie podobneh historii tak fajnie mieszającej wątki z najróżniejszych baśni, ale te kilka odcinków drugiego sezonu pogrzebały tą sympatię już raczej na amen. "Once Upon a Time" jest słodki, sztuczny i schematyczny – i choć na takiej konwencji w gruncie rzeczy się opiera, nie udaje mu się oddać jej z gracją. Oby 2013 zobaczył wreszcie zmianę.
Supernatural

Z przykrością muszę jednak wspomnieć, że w 2012 roku nie oglądałam już "Supernatural" – które w wielu opiniach powinno się skończyć dawno temu; "Haven" zostawiłam na razie w połowie trzeciego sezonu; z "Pamiętnikami wampirów" nie zapoznałam się jeszcze ani razu, choć słyszałam, że nowy sezon zalicza i wzloty, i upadki; a przygodę z "Doctorem Who" rozpocznę dopiero w 2013 (jedno z moich noworocznych postanowień). Podobnie, jeśli mi się uda, z "The Clone Wars"

***


JUŻ JUTRO KOLEJNA CZĘŚĆ SERIALOWEGO PODSUMOWANIA!


Agnieszka Jędrzejczyk 

Zapraszamy również na blog autorki: http://domwiedzmy.blogspot.com/