Już jutro w naszych kinach zagości nowa produkcja science-fiction z bardzo mocną obsadą. W rolach głównych Joseph Gordon-Levitt oraz Bruce Willis. Zapraszamy do naszej recenzji.
Jakiś dłuższy czas temu w sieci natrafiłem na trailer "Loopera" – filmu SF o tematyce szeroko pojętych podróży w czasie, w którym jedną z głównych ról miał grać Bruce Willis. "Spoko", pomyślałem, "jest szansa, że to jeden z tych mało rozdmuchanych filmów, który potem okaże się pierwszorzędnym hiciorem". Byłem spokojny do momentu, w którym przez szybę autobusu zobaczyłem plakat z dopiskiem "Matrix tej dekady". Momentalnie owładnęły mną złe przeczucia.
Aby nie psuć filmu powiem tylko, że jego zapowiedź była wyjątkowo dobra pod tym względem, że zdradzała wyłącznie część fabuły. W świecie "Loopera" mamy tytułowych Looperów, czyli w zasadzie płatnych morderców bez mrugnięcia okiem pakujących kulkę ofiarom przysyłanym z przeszłości wprost na rozłożony koc. Cała ich praca polega na pociągnięciu za spust i pozbyciu się ciała. Looperzy za swoją robotę dostają solidne wynagrodzenie, chociaż jest oczywiście pewien haczyk. Mianowicie, po 30 latach od przejścia na szeroko pojętą emeryturę są zgarniani przez byłych pracodawców i wysyłani w przeszłość, gdzie kasuje ich ostatecznie ich młodsza wersja. Takie działanie jest nazywane w żargonie "zamknięciem pętli" i zabijcie mnie jeśli do tej pory doszedłem, czy służy czemuś innemu niż zaznaczeniu końca kariery danego Loopera.
Tu pojawia się główny bohater, grany przez Josepha Gordon-Levitta, a w starszej wersji – przez Bruce'a Willisa. Jak łatwo się domyślić, najmłodszy Looper w USA daje plamę przy likwidacji samego siebie, co wplątuje go w niemałe tarapaty. Ich szczegółów zdradzić nie mogę, ale mogę je – ogólnie rzecz biorąc – zaopiniować.
Looper ma bardzo wiele plusów. Wśród nich znajdziemy bardzo przyzwoitą grę obu aktorów wiodących oraz pojawiającej się później Emily Blunt; kilka naprawdę fajnych patentów, które mogły się pojawić tylko w filmie o podróżach w czasie (scena tortur to chyba najlepszy element tej produkcji); a także – co było dla mnie zaskoczeniem – naprawdę mocne wstawki komediowe. Problem polega na tym, że minusy, choćby nie było ich wiele, dotyczą rzeczy dla filmu najważniejszej, to jest fabuły i ogólnego pomysłu za nim stojącego.
Jakakolwiek opowieść bazująca na takim lub innym wehikule czasu ma idealne predyspozycje do tego, by rozpaść się w szwach na pierwszym paradoksie. Twórcy "Loopera" chcieli wyraźnie uniknąć tego problemu w sposób szybki i skuteczny, ale wyszło im co najwyżej obcesowo i nieelegancko. Otóż wszystkie wątpliwości widza "rozwiewa" w jednej ze scen sam Bruce Willis, który oznajmia po prostu, że to wszystko jest zbyt skomplikowane, nie należy się mieszać, a w ogóle to skupmy się na zadaniu. Być może faktycznie zamknie to usta mniej dociekliwym widzom, ale ja poczułem się lekko dotknięty potraktowaniem moich pytań jako zbytniego wścibstwa. Drugą rzeczą jest sama fabuła, która po połowie zaczyna po prostu nudzić, a cała "epickość" filmu zostaje przetransferowana w dwie czy trzy low-costowe sceny z dodatkiem szczypty łzawych dialogów. Być może jest to kwestia oczekiwań, ale gdyby ktoś pokazał mi tylko sam początek i sam koniec filmu, to w życiu nie powiedziałbym, że to dwie części tej samej produkcji. I nie – w tym wypadku wcale nie jest to zaleta, bo mnie druga połowa najzwyczajniej w świecie rozczarowała, może z wyłączeniem samego finału.
Do "Matrixa" samemu "Looperowi" brakuje bardzo wiele, nieco mniej (ale wciąż kawał drogi) do "Incepcji". Film opiera się na znacznie prostszym pomyśle i kilka ciekawych idei czy zabiegów nie jest w stanie ukryć ani dziwnych motywacji bohaterów, ani tych paru momentów, w których w głowie widza pojawia się po prostu wielkie "WTF?". Nie jest to też "dzieło" wybitnie widowiskowe – momentami wręcz widać, że budżet produkcji był utrzymany na poziomie co najwyżej średnim (co ma też odbicie na spójności świata). Nie mówię, że nie warto, ale osobiście doradzałbym skoczenie na Loopera w tygodniu, żeby chociaż trochę zaoszczędzić na biletach.
Piotr Brewczyński