25.05.2012

[recenzja] Faceci w czerni są w świetnej formie!

Do kin właśnie wchodzą "Faceci w czerni 3". Czy w XXI wieku Agenci J (Will Smith) i K (Tommy Lee Jones oraz jego młodsza wersja w wykonaniu Josha Brolina) są w stanie nas jeszcze dzisiaj czymś zainteresować? Zapraszamy do dialogu naszych dziennikarzy.

Jarosław Kopeć: Trzecia część serii zapoczątkowanej w 1997 roku, opartej na dowcipie w duchu angielskiej fantastyki, wchodzi do kin w 3D. Agent J (Will Smith) cofa się w czasie do brzemiennego w skutki roku 1969. Ma za zadanie powstrzymać przebrzydłego bezrękiego Boglodytę Borysa Bestię, który chce zabić młodego Agenta K (w tej roli Josh Brolin) i tym samym umożliwić swojej rasie przyszłą inwazję na Ziemię. No i czego się po takiej zapowiedzi spodziewałaś?

Alicja Urbanik: Wysilonego sequela po latach, z nieśmiesznym dowcipem, absurdalnymi zwrotami akcji, na chama wciśniętego w trzy wymiary w rozpaczliwej próbie odgrzania późnoninetiesowego kotleta w nowoczesnej mikrofalówce.


J: A co dostałaś?

A: Autentycznie zabawny, wciągający film akcji, zachowujący najlepsze aromaty znane z jedynki i dwójki. Nowe pokręcone pomysły na kosmitów, świetnie rozegrany przeskok w czasie do końcówki lat sześćdziesiątych z masą retro-flavouru. A Ty, znany hejterze 3D, jak zniosłeś te koszmarne plastikowe okularki?

J: Zaskakująco dobrze. Początek był straszny – nakładanie ich na okulary korekcyjne to koszmar, potem trzeba się przyzwyczaić, przez pierwsze sceny trudno wczuć się w film, ustrojstwo nieubłaganie ciąży na nosie. Znika magia pierwszych kilku minut, które w kinie 2D najsilniej wkręcały się w mózg złośliwym wiertłem immersji. Tutaj wsiąkłem bardzo szybko. Po napisach końcowych skonstatowałem, samemu sobie się dziwiąc, że to całe 3D było w tym filmie po coś. Sceny skoków w czasie, lawirowanie na porywistym wietrze kilkadziesiąt metrów nad ziemią – to było mocne. Ale wykluczanie z możliwości oglądania filmów w kinie tych, którzy nie widzą 3D, w dalszym ciągu bodzie moje kawiorowo-lewicowe serce.

A: Film sprawnie poradził sobie z pokazaniem tajnej organizacji pilnującej aktywności kosmitów na Ziemi w szalonych latach sześćdziesiątych. Spotykamy Andy’ego Warhola, możemy trochę pośmiać się ze sztuki współczesnej, a policja zatrzymuje Agenta J tylko dlatego, że jest czarny, a przy tym ma na sobie garnitur i jedzie drogim samochodem. Kwatera Facetów w Czerni wygląda jak biuro agencji reklamowej z "Mad Men", tyle że pomiędzy powabnymi sekretarkami z tapirem na głowie przechadzają się ślimakoidalni kosmici, a stoliki wykonano z "nowoczesnego" pleksi. Agenci mają do dyspozycji wszystkie zdobycze ówczesnej techniki, takie jak wyposażony w pas z bateriami neutralizator pamięci, wielkie jak dzwony kościelne jet-packi czy niemal walizkowe telefony bezprzewodowe. No i obca jest im technologia lotów w kosmos, podczas gdy sami przyjmują międzygalaktyczne transporty kosmitów.

J: Za każdym razem, kiedy kwestionujesz realizm świata przedstawionego w filmie fantastycznym, ginie wróżka. Albo panda. Pamiętaj o tym. Mnie zdecydowanie najbardziej podobało się to, że powróciłem na chwilę do atmosfery filmów, którymi zachwycałem się za jeszcze bardziej gówniarskiego gówniarza, niż jestem teraz. Dobre proporcje dowcipu, akcji, dramatu, oparte na błyskotliwych dialogach przywracają wiarę w blockbustery. Trochę jak w "Super 8". Staroszkolny filmie familijny – wróć! Jamesie Cameronie, nie idź tą drogą.

A: Zwróciłeś pewnie uwagę na pomysłowo skonstruowanych kosmitów. Główny antagonista, Borys Bestia, jest oldskulowym złoczyńcą w typie star trekowych Klingonów. Obce są mu jakiekolwiek relatywizujące rozterki moralne, w które na siłę wyposażani są nowocześni Źli. Borys warczy, złorzeczy, robi groźne miny i zabija za pomocą paskudnego quasi-homara, który wyłazi mu z dłoni. Z kolei naczelny trickster tej historii – Griffin – czerpie z bogatego repertuaru bohaterów zawieszonych ponad czasem (Dr. Manhattan, postaci z prozy Vonneguta). Jest wzruszającą, z lekka tragiczną postacią – przewodnikiem, który pomaga agentom (i widzowi) poruszać się pomiędzy różnymi płaszczyznami czasowymi. Jego umiejętność postrzegania różnych prawdopodobnych następstw podejmowanych przez bohaterów wyborów sprawia, że chwyt podróży w czasie nie jest tylko przydatnym narzędziem generowania zwrotów akcji, ale też znacząco podnosi dramatyzm tych sytuacji.


J: Ulubiony dowcip?

A: Ten z policjantami. A Twój?

J: Ten o Obamie. Zdecydowanie.

A: Czyli polecamy?

J: Polecamy.


Alicja Urbanik, Jarosław Kopeć