26.04.2012

[recenzja] Horror Show, czyli "Dom w głębi lasu"

"Dom w głębi lasu" reklamowany jest jako nowy horror twórców "The Avengers" i "Projekt: Monster" z Chrisem Hemsworthem ("Thor") w roli głównej. Film zadebiutuje już w piątek w naszych kinach. Zapraszamy do recenzji.

"Dom w głębi lasu" na pierwszy rzut oka zdaje się być kolejnym typowym amerykańskim slasherem : niczego niespodziewający się bohaterowie zamiast świetnej zabawy w obcym miejscu natrafiają na prawdziwy horror, który najpewniej skończy się ich straszliwą i bardzo bolesną śmiercią. Czy jednak tak jest w istocie?

Z jednej strony film rozpoczyna się klasycznie, co początkowo może potwierdzać powyższą tezę. Piątka studentów planuje spędzić nieco szalony weekend w domku położonym daleko od uczęszczanych szlaków. Początkowo wszystko przebiega zgodnie z planem: kąpiel w jeziorze, muzyka, alkohol, tańce. W pewnym momencie znajdują zejście do piwnicy, w której znajduje się wiele fascynujących przedmiotów, a między nimi pamiętnik rodziny zamieszkującej to miejsce sto lat temu. Bohaterowie oczywiście nie mogą się powstrzymać przed odczytaniem fragmentu, co w konsekwencji wywołuje pojawienie się zombie i krwawą jatkę. Piątka przyjaciół orientuje się, że coś jest nie tak zdecydowanie za późno.


Zupełnie inna jest perspektywa widza, który ma możliwość wejrzenia za kulisy wydarzeń w tytułowym domu w głębi lasu. Już pierwsza scena zasiewa wątpliwości, a kolejne ujawniane przez scenarzystów szczegóły szybko przekonują, że tragiczny los bohaterów jest z góry ustawiony i nieunikniony, a stoi za nimi tajemnicza korporacja, której pracownicy traktują masakrowanie bohaterów jak zwykłą pracę biurową. Otwarte pozostaje tylko pytanie: dlaczego? Jednakże i tej kwestii można się stosunkowo szybko domyślić, zanim jeszcze obie płaszczyzny fabularne się przetną. W efekcie twist fabularny w finale nie jest niespodziewany, co znacząco osłabia jego moc i nie ratuje go nawet pojawienie się Sigourney Weaver.

Konwencja spektaklu czy też krwawego reality show, sprawia, iż postaci są wręcz archetypiczne. Jest piękna i nieco przygłupia blondynka, jej wysportowany chłopak, skromna dziewczyna, inteligent i luzak z nieodłącznym jointem. Przy  takim postawieniu sprawy błyskawicznie można obstawić którzy bohaterowie przetrwają najdłużej, a zakładu tego nie przyjąłby żaden bukmacher, gdyż kolejne trupy padają według przewidywalnej kolejności, a twórcy nawet niespecjalnie starają się wprowadzić widza w błąd.


Nie jest to jednakże zarzutem, gdyż to nie o tego rodzaju suspens w "Domu w głębi lasu" chodzi. Z każdą minutą coraz bardziej ma się pewność, że ma się do czynienia nie z klasycznym horrorem, a raczej jego parodią. Duet Joss Whedon i Drew Goddard starał się lekko przedefiniować typowe rozwiązania fabularne; między innymi poprzez tworzenie zagadek dla odbiorcy w zupełnie innych, niż normalnie przyjęte, miejscach. O niecodziennym podejściu scenarzystów do konwencji świadczy też finał, który znacznie bliższy jest do filmów gore klasy B, a nie hollywoodzkich blockbusterów. Co prawda nie posuwają się tak daleko, jak na przykład Quentin Tarantino czy też Robert Rodriguez w swych filmach, ale nad całością unosi się podobny duch.

Lekko parodystyczny wydźwięk obrazu podkreśla duża dawka humoru, szczególnie widoczna w scenach niezwiązanych z przyjaciółmi spędzającymi czas w domku. Czarny humor w połączeniu z odrobiną absurdu stanowi udane uzupełnienie całości obrazu, dzięki czemu "Dom w głębi lasu" nabiera dodatkowej lekkości, urozmaicając krwawe jatki.  


"Dom w głębi lasu" jest filmem zapewniającym niezłą rozrywkę głównie poprzez niesztampowe wykorzystanie pozornie ogranych motywów. Film nie pozwala się nudzić: nie ma w nim dłużyzn czy zbędnego uwypuklania któregoś z elementów, co jest o tyle zaskakujące, że twórcy praktycznie zrezygnowali dramaturgii, którą rekompensują dodatkowo humorem. W rezultacie wydaje się, że jest to warty zobaczenia horror… szczególnie dla osób, które za tym gatunkiem nieszczególnie przepadają.

Tymoteusz Wronka